Szósta Mleczna historia Ani to świadectwo wielkiej determinacji i walki o karmienie piersią. Podziwiamy!
Będzie długo i zawile. Od początku ciąży wiedziałam, że będę karmić, ale sądziłam że jest to tak naturalne, że wiedza ze szkoły rodzenia w zupełności wystarczy…
Staś urodził się w niedzielę o 19:40 w 38tc przez cesarskie cięcie i od razu trafił do cieplarki z powodu trudności adaptacyjnych. W poniedziałek około południa przyszła do mnie położna ze strzykawką – odciągnąć siarę. Diagnoza: nie ma pokarmu, a brodawki (jedna płaska, a druga wklęsła) nie nadają się do karmienia. Z oburzeniem pyta mnie dlaczego mąż ich nie wyciągnął (słucham?!). Staś dostaje sztuczne mleko strzykawką. Gdy we wtorek rano dostaję synka, położna podejmuje JEDNĄ próbę przystawienia go do piersi. I zaczyna się moja przygoda z laktatorem, a Stasia z butelką. Początkowo maluch wypluwa moje mleko, woli pić modyfikowane, a ja nie czuję że urodziłam, że mam dziecko.
Wiem jednak, że będę karmić.
Co 3 godziny w dzień i co 4 w nocy z mozołem odciągam mleko i pobudzam produkcję, bo przecież muszę odciągać tyle, ile Staś zjada w sumie razem z modyfikowanym. W szóstym dniu życia poznaje smoczek uspokajający. Gdy nadchodzą dni, że ściągam po 120ml na każde karmienie, rozpoczynam próby przystawiania do piersi – przez nakładki, a jakże! Po tygodniu „karmię piersią”, ale butelka zostaje, to tylko kilka razy w tygodniu, sporadycznie, co może się stać. W międzyczasie pojawiają się duże ulewania, trafiamy do pediatry, okazuje się że przez miesiąc przybrał tylko 220g od wagi spadkowej. Zalecenie karmienia „na każde miaukanie” i leki. Staś przestaje być aniołkiem śpiącym od karmienia do karmienia, zaczynają się kolki, niepokoje.
Trafiam na facebooku na grupę poświęconą karmieniu piersią. Każdego dnia ze zdumieniem odkrywam nowe fakty o fenomenie jakim jest produkcja mleka, ale wciąż nie dowierzam, że mogłabym zrezygnować z nakładek. Synek zaczyna być coraz bardziej wymagający i wyraźnie woli opiekę ojca. Karmienie staje się udręką, płacz, odpychanie, wyginanie, domaganie się smoczka, a naokoło głosy „po co męczysz dziecko? po co męczysz siebie?”.
Tylko ja i mąż obstajemy przy karmieniu piersią, odcinamy się od „doradców”.
Zresztą przemieszczanie się ze Stasiem wózkiem czy samochodem nie wchodzi w grę. Powoli zagłębiam się w tajniki Rodzicielstwa bliskości, poszerzam swoją wiedzę na temat karmienia, aż wreszcie w okolicach 17 tygodnia wyrzucam nakładki, pozbywam się smoka.
Zaczynamy współspanie, chustowanie i nagle odzyskuję syna. Oksytocynowy haj rusza pełną parą, zakochuję się w synku z jeszcze większą siłą, tym razem z wzajemnością! Wreszcie to wiem, czuję się matką, czuję że karmię, robię to co należy, mimo niespodziewanie dużej ilości pobudek w nocy, nagłych karmień poza domem, dużego lęku separacyjnego.
Wreszcie mój syn domaga się bliskości ze mną, a pierś staje się lekiem na całe zło.
Teraz ma 15 miesięcy,do samoodstawienia nam daleko, a ja pomagam lokalnie mamom z problemami z karmieniem. Od jesieni będę to robić jako Promotor karmienia, a być może w niedalekiej przyszłości w moim mieście powstanie szkoła rodzenia z prawdziwego zdarzenia. Trzymajcie kciuki.
Ania